Industrialny rytuał

Nieżal.pl

Nieco ponad tydzień temu łódzki label prowadzony przez Justynę Banaszczyk oraz Darka Pietraszewskiego, czyli Pointless Geometry, wypuścił dwie kasety: „Biosignatures” Pawła Kulczyńskiego oraz „KRE” autorstwa Damiana Kowalskiego, schowanego tu pod pseudonimem SKI z gościnnym udziałem Swrcfx. To właśnie ta druga propozycja zaciekawiła mnie bardziej, ze względu na swój koncept, zwłaszcza że premierowy koncert miał miejsce w ramach tegorocznego festiwalu Unsound.

„KRE” powstało za pomocą zestawu perkusyjnego przepuszczonego przez różne mikrofony i efekty, dzięki którym album ma bardzo industrialne i szorstkie brzmienie. Jest to swoisty soniczny eksperyment, a stojący za nim pomysł uważam za bardzo ciekawy, bo nagrania przywodzą momentami na myśl afrykańskie rytmy, na przykład album „Lithium Blast” od HHY & The Kampala Unit z katalogu Nyege Nyege Tapes, który uwielbiam, choć w przypadku SKI nie znajdziemy raczej żadnych melodii syntezatorowych. Hipnotyczne rytmy i dubowe produkcje połączone z elektrycznymi odgłosami, echem i pogłosami sprawiają, że „KRE” pochłania, niczym plemienny rytuał. Doceniam również sposób, w jaki dźwięki zostały rozmieszczone w przestrzeni rozmawiając ze sobą wzajemnie, dzięki czemu utwory są jeszcze ciekawsze i działają mocno na wyobraźnię. Czy to zasługa Damiana, czy odpowiedzialnego za mix oraz mastering Szymona Szwarca, tego nie wiem, ale przede wszystkim w dwóch ostatnich utworach zwróciło to moją uwagę. Uważam też, że jest to muzyka nadająca się zarówno do przesłuchania, jak i do potańczenia, bo nie da się przy niej wysiedzieć albo wystać nie poruszając w rytm przynajmniej głową.

Sam nie zamierzam zbyt szybko wrócić do tego albumu i raczej nie zostanie ze mną na dłużej. Osobiście nie jestem przekonany do muzyki, w której przestery, sprzężenia i wysokie tony kłujące w uszy grają główną rolę. Czasem lubię się pokatować, ale robię to sporadycznie i wolałbym, gdyby większy nacisk postawiono na budowanie szerokich, dubowych pejzaży w głębi których te wszystkie piski pochowane były jak małe zwierzątka. Chwilami też brakuje mi jakichś ciekawszych struktur melodycznych, albo organicznych odgłosów, mogących czasem zastąpić natłok trzasków. Jednak w pełni zdaję sobie sprawę, że są to moje prywatne preferencje i wciąż uważam, że „KRE” to fantastyczny, a co najmniej bardzo ciekawy album. Na pewno będę śledził SKI w przyszłości, zwłaszcza, że uwielbiam, gdy artyści eksperymentują i poszukują, a Damian Kowalski robi to zdecydowanie.