Jesień w górach

Niezal.pl

W końcu przyszło chłodniejsze powietrze i zaczęła się piękna jesień. Gdy wyszedłem z domu na spacer nareszcie poczułem, że mieszkam w Krakowie, a nie w Chorwacji. Nie żebym marudził na ciepło, bo bardzo miło było grzać się na słońcu i nie włączać ogrzewania, ale lubię jesienny klimat. Szczerze to lubię chyba każdą porę roku.

Po powrocie do domu postanowiłem zaparzyć więc gorącą herbatę i poświęcić chwilę na delektowanie się nią przy jakiejś spokojnej muzyczce, która podkreślałaby to, co dzieje się za oknem. Pomyślałem wówczas o tym, żeby sięgnąć po coś z katalogu Opus Elefantum, do którego ostatnio nie zaglądałem, a w którym jest mnóstwo fajniutkich i klimatycznych rzeczy.

Moją uwagę przykuł album „Giants” Michała Krawczuka. Przypomniałem sobie, że kilka tygodni temu sprawdzałem jeden utwór, jednak nie miałem ochoty na ambientalne pejzaże i szukałem czegoś zupełnie innego. Natomiast dzisiaj poczułem, że to idealny dzień na taką muzykę i postanowiłem wysłuchać całość. Pierwszą rzeczą, która przemówiła za tym, żeby puścić właśnie „Giants” była okładka ze zdjęciem gór. Kocham góry, a jesień w górach to cudowna pora. Zakładając słuchawki i odpalając pierwszy utwór, liczyłem zatem na miły spacer po olbrzymach.

Muzyka popłynęła, a ja poczułem na twarzy chłodny jesienny wiatr. Smyczki w utworze „First Light” sprawiły, że wyobraziłem sobie, jakbym rzeczywiście siedział na jednej z hal i oglądał różnokolorowe liście fruwające wokół głowy. Było to bardzo miłe uczucie, a kolejne utwory podtrzymywały marzenie o górskiej łące. W „Sculptures” usłyszałem świerszcze, ale jednocześnie zobaczyłem kryształki szronu pokrywające trawę wokół, a nad nią rozpływającą się gęstą mgłę. Takie połączenie w rzeczywistości jest raczej niespotykane, bo świerszcze nie lubią śpiewać na mrozie, ale przecież muzyka i wyobraźnia to zupełnie inny wszechświat. Dlatego są tak cudowne. W tytułowym utworze „Giants” unosiłem się już nad przejrzystym potoczkiem i oglądałem, jak kropelki odbijają promienie słońca. Był to spokojny widok, dopóki nie dopłynąłem na skraj wielkiego wodospadu, z którego tysiące litrów wody spadały z hukiem z ogromnej wysokości. Jak to możliwe, że malutki potok, zamienił się w ogromny wodospad? Mnie nie pytajcie. Myślę, że Michał też wam nie powie, choć to przecież jego muzyka.

Album „Giants” to miła opowieść, jeśli ma się ochotę na spokojne ambientalne przestrzenie, albo melancholijne, zamglone dźwięki. Dostępne cztery utwory na Bandcampie Opus Elefantum tworzą spójną całość, w którą można przyjemnie się zanurzyć. Tego dnia była to dla mnie fajna rzecz do jesiennej herbatki, która przy utworach Michała smakowała wybornie. Zresztą… zawsze warto wybrać się w góry.